wtorek, 21 sierpnia 2012

DZIEŃ 9...praca, praca, praca...


Dziennikarze inaczej...
Grupa posądzana o lenistwo. Od innych słyszą: "czym wy się właściwie zajmujecie?" Okazuje się, że dziennikarsko-promocyjna ma różnorodne pasje! Większość grupy interesuje się teatrem, występowała kiedyś na scenie. Znajdą się tu również pasjonaci gry na instrumentach, od fortepianu, aż po ksylofon. Gabrysia i Ola czytają mnóstwo książek, a Sylwia uwielbia malować przyrodę. Najbardziej zaskakujące zainteresowania ma Maciek. Interesują go gry fabularne, książki science-fiction. Jego marzeniem jest wziąć udział w LARPie, czyli zlocie pasjonatów fantastyki, którzy wcielają się w fikcyjne postaci i odgrywają sceny.
Marianna



Strachy, wpadki, przesądy...
Czy ma Pan/Pani jakieś przyzwyczajenia, albo przesądy związane ze sceną?
Urszula Chomik-Kraszewska: „Taki najważniejszy przesąd, który panuje w teatrze to przede wszystkim kiedy upadnie tekst, zawsze trzeba go wtedy przydepnąć żeby go nie zapomnieć. Nie można też gwizdać na scenie, żeby nie zostać „wygwizdanym”. Nie wolno dotykać kulis, bo przynosi to pecha... Oczywiście depczę wszystko, co mi spadnie na ziemię. Czasami łapie się na tym, że robię to bardzo mechanicznie i wiele razy uszkodziłam sobie różne przedmioty, ale to już mi weszło w nawyk po tylu latach i po prostu depczę wszystko. Mam nadzieję, że nie upadnie mi dziecko;)”
Jacek Dojlidko: PAWIE PIÓRA! Nie cierpię pawich piór, bo to przynosi pecha, niektórzy twierdzą, że wiąże się to nawet ze zgonem. Ja nie jestem przesądny, ale losu nie lubię kusić. Pawich piór nie ma ani u mnie w domu ani też na scenie w moim otoczeniu.
Dorota Baranowska: Na pewno kopniak w tyłek przed spektaklem, a przyzwyczajenia to: uspokoić się i wyciszyć.
Czy ma Pan/ Pani jakiś talizman?
Ewa Zemło: Gdybym miała pewnie bym go zgubiła.
Olga Gordiejew-Pobot:  Mam kilka koniczynek, które dostałam i kilka, które sprezentuję swoim bliskim. Najważniejszym talizmanem jest dla mnie myśl o moich dzieciach.
Czy przeżył Pan/ Pani wpadkę na scenie?
Bernard Maciej Bania: Różne są wpadki na scenie. Na przykład graliśmy kiedyś „Samotny zachód” na małej scenie i okazało się, że pomost na którym miałem mówić monolog i grać z koleżanką scenę wisiał w powietrzu, bo zjechało koło. Musieliśmy całą scenę grać jak na żaglówce siedząc na końcu pomostu, żeby nie spadł na widzów. Mówiłem długi monolog czterominutowy, na dużych emocjach, cały czas mając świadomość, że metr ode mnie pan techniczny siedzi z drugim panem technicznym i trzymają go żebym nie wpadł razem z nim na widzów.
Z takich wpadek  pamiętam sytuację jak graliśmy „ Beniowskiego” w Warszawie. Najgorzej jest, jak się pomyli tekst w wierszu. Miałem powiedzieć: „Szczęściem bohater mój napadł na wrogi i jął ich rąbać tak, że poszli w nogi!”, a ja powiedziałem: „Szczęściem bohater mój napadł na wroga… zaczął go rąbać tak, że nie została żadna żywa noga!”.
Dorota Baranowska: Oczywiście. Niefortunne gazy w żołądku i czytelny i głośny… po prostu puszczenie bąka na scenie. Był śmiech, może nie wśród publiczności, ale zespół spalił się ze śmiechu. Po spektaklu to był główny temat. W ogóle nie rozmawialiśmy, nie interesowało nas, co ludzie myśleli na temat spektaklu, tylko to co się wydarzyło. Do tej pory jak się spotykamy ze znajomymi wspominamy tamto przedstawienie.
Katarzyna



1 komentarz: