Dziennikarze inaczej...
Grupa posądzana o lenistwo. Od
innych słyszą: "czym wy się właściwie zajmujecie?" Okazuje się, że
dziennikarsko-promocyjna ma różnorodne pasje! Większość grupy interesuje się
teatrem, występowała kiedyś na scenie. Znajdą się tu również pasjonaci gry na
instrumentach, od fortepianu, aż po ksylofon. Gabrysia i Ola czytają mnóstwo
książek, a Sylwia uwielbia malować przyrodę. Najbardziej zaskakujące
zainteresowania ma Maciek. Interesują go gry fabularne, książki
science-fiction. Jego marzeniem jest wziąć udział w LARPie, czyli zlocie
pasjonatów fantastyki, którzy wcielają się w fikcyjne postaci i odgrywają
sceny.
Marianna
Strachy, wpadki, przesądy...
Czy ma Pan/Pani jakieś przyzwyczajenia, albo przesądy
związane ze sceną?
Urszula Chomik-Kraszewska: „Taki
najważniejszy przesąd, który panuje w teatrze to przede wszystkim kiedy upadnie
tekst, zawsze trzeba go wtedy przydepnąć żeby go nie zapomnieć. Nie można też
gwizdać na scenie, żeby nie zostać „wygwizdanym”. Nie wolno dotykać kulis, bo przynosi to pecha...
Oczywiście depczę wszystko, co mi spadnie na ziemię. Czasami łapie się na tym,
że robię to bardzo mechanicznie i wiele razy uszkodziłam sobie różne przedmioty,
ale to już mi weszło w nawyk po tylu latach i po prostu depczę wszystko. Mam
nadzieję, że nie upadnie mi dziecko;)”
Jacek Dojlidko: PAWIE PIÓRA! Nie
cierpię pawich piór, bo to przynosi pecha, niektórzy twierdzą, że wiąże się to
nawet ze zgonem. Ja nie jestem przesądny, ale losu nie lubię kusić. Pawich piór
nie ma ani u mnie w domu ani też na scenie w moim otoczeniu.
Dorota Baranowska: Na pewno
kopniak w tyłek przed spektaklem, a przyzwyczajenia to: uspokoić się i wyciszyć.
Czy ma Pan/ Pani jakiś talizman?
Ewa Zemło: Gdybym miała pewnie
bym go zgubiła.
Olga Gordiejew-Pobot:
Mam kilka koniczynek, które dostałam i kilka, które sprezentuję swoim
bliskim. Najważniejszym talizmanem jest dla mnie myśl o moich dzieciach.
Czy przeżył Pan/ Pani wpadkę na
scenie?
Bernard Maciej Bania: Różne są
wpadki na scenie. Na przykład graliśmy kiedyś „Samotny zachód” na małej scenie
i okazało się, że pomost na którym miałem mówić monolog i grać z koleżanką
scenę wisiał w powietrzu, bo zjechało koło. Musieliśmy całą scenę grać jak na
żaglówce siedząc na końcu pomostu, żeby nie spadł na widzów. Mówiłem długi
monolog czterominutowy, na dużych emocjach, cały czas mając świadomość, że metr
ode mnie pan techniczny siedzi z drugim panem technicznym i trzymają go żebym
nie wpadł razem z nim na widzów.
Z takich wpadek pamiętam sytuację jak graliśmy „
Beniowskiego” w Warszawie. Najgorzej jest, jak się pomyli tekst w wierszu.
Miałem powiedzieć: „Szczęściem bohater mój napadł na wrogi i jął ich rąbać tak,
że poszli w nogi!”, a ja powiedziałem: „Szczęściem bohater mój napadł na wroga…
zaczął go rąbać tak, że nie została żadna żywa noga!”.
Dorota Baranowska: Oczywiście.
Niefortunne gazy w żołądku i czytelny i głośny… po prostu puszczenie bąka na
scenie. Był śmiech, może nie wśród publiczności, ale zespół spalił się ze
śmiechu. Po spektaklu to był główny temat. W ogóle nie rozmawialiśmy, nie
interesowało nas, co ludzie myśleli na temat spektaklu, tylko to co się
wydarzyło. Do tej pory jak się spotykamy ze znajomymi wspominamy tamto
przedstawienie.
Katarzyna
Uchu, zostałem bohaterem tekstu, jak miło :D
OdpowiedzUsuń