piątek, 24 sierpnia 2012

Historia jednego (teatralnego) przedmiotu... c.d.


W oryginale jestem brązowe, ale ktoś chciał ubarwić moje nic nieznaczące życie.           
Wcale nie chciałem być różowy. Każdy z moich kolegów powoli zmieniał kolor, tylko czemu akurat ja muszę mieć taki!? Czułem się nieswojo. Wszystko się zmieniło, gdy jakieś miłe dziewczyny postawiły mnie na środku sceny. Myślałem, że jestem gorszy, bo ten kolor nie wpływał na mnie radośnie. Taka niespodzianka. Wszyscy zaczęli mi się przyglądać, obchodzić z każdej strony. Blask świateł skupionych na mnie nie wpłyną na to abym się bardziej zaróżowił. Ładne dziewczyny patrzyły na mnie, jedna usiadła. Ktoś wziął mnie w ramiona, a ktoś inny stanął i machał swoimi nogami do pozostałych. Zaciekawiło mnie tylko, dlaczego ja nie mogę poruszać swoimi nogami kiedy chcę. Najbardziej niewygodne było to jak ciągnęli mną po podłodze. Musiałem wtedy zapiszczeć. Nigdy nie pomyślałbym, że kilka zbitych desek posłuży komuś i to jeszcze w taki sposób. Każdy mi się przyglądał, każdy o mnie mówił. To chyba jednak przez ten kolor. Wszyscy moi koledzy stali z boku, a ja taki sam, jeden, różowy - trochę osamotniony, ale zaraz pocieszony stałem na środku sceny. W samym centrum. Chyba to zaszczyt, nie wiem. Przynajmniej mogłem dostrzec każdego na widowni. Teraz mnie przenoszą gdzieś w kąt, ale słyszałem, że szykuje się wielka gala, na której zamierzam być gościem specjalnym. Prawdopodobnie zasiądzie na mnie ktoś ważny, tylko w sumie każdy warsztatowicz jest ważny, więc kto to by nie był na pewno będę zaszczycony!

Ewelina

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz