Podziemia teatru, zapach
stęchlizny, rury nad głowami, czyli korytarz prowadzący do „Pracowni działań
kreatywnych” – pierwsza wizyta „dziennikarzy” w grupie
scenograficzno - kostiumowej. Od progu witał nas czarny szczeniaczek z beżowymi
skarpetkami. Zaraz rozległy się głosy (także i mój): „Ojeeeju, jaki śliczny!
Ale słodki!”. Piesek był naprawdę rozkoszny. Podbiegał do każdego merdając ogonkiem.
Szczególnie upodobał sobie moje sznurówki, a jak się schyliłam – włosy.
Niestety, posmutniałam, gdy dowiedziałam się, dlaczego tu jest. Rano
„scenografki” szły ul. Sienkiewicza i zobaczyły tego maluszka błąkającego się
pod sklepem „Czternastka”. Żaden przechodzień nie zwracał na niego uwagi.
Dziewczyny postanowiły więc przygarnąć psiaka, którego nazwały Plastuś.
Zrobiłabym tak samo. Najprawdopodobniej zerwał się ze smyczy, ponieważ miał na
sobie czerwone szelki z diamencikami. W tej opowieści najbardziej poraziła mnie
obojętność innych ludzi na los niewinnego zwierzęcia. Czy w dzisiejszych
czasach, w zabieganym i skomputeryzowanym świecie, nikogo nie stać na zwyczajny
odruch serca? Sprawę postanowiłyśmy nagłośnić poprzez rozwieszenie plakatów ze zdjęciem
Plastusia w mieście i akcję na Facebooku. Mam nadzieję, że szybko powróci do
swojego właściciela.
Paulina
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz